SUBSKRYBUJ: https://bit.ly/3fInEMvNajpopularniejsze lalki Ameryki wreszcie trafiają na ekran! Bohaterkami filmu są cztery wzorowane na uwielbianych przez dzi Is National Lampoon's Christmas Vacation Available on Streaming? Image via Warner Bros. Yes, the film can be streamed with a subscription to HBO Max, with plans starting at $9.99 per month. Other Furby is an American electronic robotic toy that was originally released in 1998 by Tiger Electronics. It resembles a hamster or owllike creature and went through a period of being a "must-have" toy following its holiday season launch, with continual sales until 2000. Over 40 million Furbies were sold during the three years of its original So it was very dark.”. In the biggest stroke of luck, Columbus’ Gremlins script was noticed by none other than Steven Spielberg. He saw the potential, but he also saw that it could be more Chen Zhen wraca do Szanghaju po I wojnie światowej, podczas której walczył po stronie Aliantów. Na skutek rosnących napięć w mieście staje na czele antyjapo Film Planet Polska - Najnowsze zwiastuny filmów, zapowiedzi, omówienia i recenzje. Nowości ze świata kina, telewizji i VoD. Ciekawostki o aktorach, reżyserac JpLT. FilmGremlins19841 godz. 42 min. {"id":"5941","linkUrl":"/film/Gremliny+rozrabiaj%C4%85-1984-5941","alt":"Gremliny rozrabiają","imgUrl":" czasie Świąt Bożego Narodzenia złośliwe gremliny terroryzują spokojne miasteczko. Więcej Mniej {"tv":"/film/Gremliny+rozrabiaj%C4%85-1984-5941/tv","cinema":"/film/Gremliny+rozrabiaj%C4%85-1984-5941/showtimes/_cityName_"} {"linkA":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeA","linkB":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeB"} Billy Peltzer dostaje w prezencie egzotyczne, małe włochate zwierzątko. Istnieją trzy podstawowe zasady opieki nad małym gremlinem: nie wolno go wystawiać na działanie światła, dopuścić do kontaktu z wodą oraz karmić po północy. Chłopiec nieopatrznie łamie wszystkie zasady, co niesie ze sobą nieoczekiwane skutki. Pod wpływem wody sympatyczny gremlin zaczyna się szybko rozmnażać, tyle że jego potomstwo jest krwiożercze i terroryzuje całe jednej ze scen widać członka ekipy filmowej, który przewraca gremlin dusi matkę Billy'ego, widać rękę, która porusza stworem. Gremliny to stworki, które spokojnie można uznać za kultowe. Mają swoje figurki, komiksy, pojawiają się w dziesiątkach odwołań, w filmach naprawdę różnej maści. Mimo tego filmu, który zapoczątkował fenomen - "Gremlins", dotąd nie widziałem. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie znaczy to, że były mi to postaci nieznane. Bynajmniej, kojarzyłem je ... więcejzdaniem społeczności pomocna w: 20% to przecież klasyk podobał mi się ten film. ja bym go do horroru nie zaliczył prędzej do filmu familijnego. ug Pamiętny film którego fabuła toczy się podczas Świąt Bożego Narodzenia. Pięknie udekorowane domy i okolice, śnieg spadający z nieba. A co najistotniejsze, znakomita produkcja godna polecenia dla każdego lubiącego pośmiać się przy obrazie z niezapomnianego czasu lat 80. Na radosny ... więcej Mam pytanie - czy ktoś zauważył flagi i portretu w domu wdowy, tuż przed jej groteskową śmiercią? Wydawało mi się, że są tam biało-czerwone flagi. Nigdzie nie znalazłem o tym informacji. Taka ciekawostka. Ilość znakomitych pomysłów, na które wpadli twórcy „Hotelu Transylwania”, jest tak duża, że powinno im wyjść istne animowane arcydzieło. Głównym bohaterem jest tu Dracula, monstrum przedstawiane w popkulturze zazwyczaj jako budzące strach i odrazę, śmiertelnie niebezpieczne i zasługujące jedynie na to, by ktoś wbił mu w serce osikowy kołek. „Shrek” nauczył nas jednak, że ze strony potwora sytuacja wygląda zgoła inaczej – Dracula (na marginesie – zadeklarowany abstynent), podobnie jak słynny ogr, boryka się z prześladowaniami i nagonkami, a jedyne, czego pragnie, to spokój i bezpieczeństwo dla siebie i swojej małoletniej córki. Buduje więc wielki hotel, oddzielony mrocznymi lasami od ludzkich siedlisk, w którym azyl będą mogły znaleźć wszystkie nękane przez ludzi świetnie? Owszem! A dalej jest jeszcze lepiej – Dracula sprowadza bowiem do hotelu każde funkcjonujące w masowej wyobraźni straszydło, dzięki czemu scenarzyści mogą do woli bawić się ikonografią horroru. Na ekranie pojawiają się efekty pracy doktora Frankensteina, żywe trupy, szkieletory, wilkołaki, gremliny, yeti, mumie, a nawet Cthulhu, Blob i niewidzialny człowiek. Wszystkie oczywiście odpowiednio sparodiowane i wykoślawione – wilkołak to zmęczony życiem facet w średnim wieku (z wyglądu dziwnie podobny do Fantastycznego Pana Lisa z filmu Wesa Andersona), który nie może opędzić się od gromady małych, rozrabiających wilkołaczków, potwór Frankensteina ciągle kłóci się z denerwującą żoną, Mumia jest rubasznym imprezowiczem, a niewidzialny człowiek ma kłopoty z grą w kalambury (no bo, cóż, nie widać go). I gdy już poznamy to całe towarzystwo, twórcy odwracają sytuację znaną z wielu filmów grozy. Do hotelu pełnego monstrów wkrada się bowiem najgorsze dla tych monstrów monstrum – brzmi świetnie? Nadal! Cóż jednak z tego, skoro twórcy, najwyraźniej ślepo zapatrzeni we wspomnianego wyżej „Shreka”, do prawie każdej sceny starają się na siłę dorzucić coś, co spodoba się najmłodszym widzom? W „Shreku” była finałowa piosenka? Była. Dlatego „Hotel Transylwania” też kończyć się musi piosenką. Nieważne, że żenującą i wsadzoną do filmu bez powodu; piosenka i tak musi być. W „Shreku” były żarty oscylujące wokół pierdzenia i wydalania? Były. Więc w „Hotelu Transylwania” też się pojawiają, choć – w połączeniu z naprawdę zabawnymi, intertekstualnymi gagami – sprawiają wrażenie straszliwego dysonansu. Na każdy dobry dowcip przypada jeden żałosny, a każda pomysłowa scena musi sąsiadować z taką, do której na siłę wrzucono jakiś współczesny muzyczny hicior (jeszcze raz usłyszę w kinie „I'm Sexy and I Know It”, to chyba rzucę czymś w ekran). „Hotel Transylwania” to jedna wielka sinusoida – od głośnego, szczerego śmiechu do spuszczania wzroku i próby przezwyciężenia powracającej co chwila myśli, że trzeba było jednak poczekać na „Frankenweeniego”, zamiast kupować bilet na każdą bajkę, która korzysta z horrorowego chodzi nawet o to, że kopiowanie „Shreka” po dekadzie od jego premiery wydaje się już niemodne. „Hotel Transylwania” sprawia po prostu wrażenie, jakby nie wiedział, czym chce być. To film z dość banalnym morałem i prostą fabułą, która na dobre rozwija się dopiero w drugiej połowie filmu (pierwszą reżyser Genndy Tartakovsky poświęca na przedstawienie widzowi wszystkich drugoplanowych bohaterów), oparty głównie na gagach i przetwarzaniu utartych wizerunków ekranowych potworów. W tego typu luźnej formule podstawówkowe kawały, które być może nie denerwowałoby w wypadku filmu z angażującą historią, robią wyjątkowo złe choć miło popatrzeć na te wszystkie kreatury, miło pośmiać się z niektórych żartów, to jednak trudno opędzić się od wrażenia, że „Hotel Transylwania” jest bajką zmarnowanego potencjału. Znakomite pomysły bledną w zestawieniu z mozolnymi próbami przypodobania się dzieciakom, trudno też poczuć jakąkolwiek więź z postaciami, które na ekranie głównie szaleją i się wygłupiają. To zresztą kolejny problem „Hotelu Transylwania” – wszyscy bohaterowie zdają się cierpieć na ADHD, rzucają się na prawo i lewo, i miotają po ekranie, więc śledzenie akcji w niektórych scenach może się okazać niemożliwe dla najmłodszych jednej z najbardziej udanych scen filmu, Dracula zauważa wyświetlany w telewizorze „Zmierzch” i ze smutkiem stwierdza, że to przykre, jak wampiry są w dzisiejszych czasach przedstawiane przez media. Niby ma rację (a nabijanie się z pretensjonalnych gniotów Stephanie Meyer zawsze warto docenić), ale nie jest najlepszą osobą do wypowiadania tego typu sądów. W „Hotelu Transylwania” sam jest bowiem nadpobudliwy i irytujący, a w pewnym momencie zostaje nawet zmuszony do odstawienia przed kamerą koszmarnego hip-hopowego numeru. Po filmie kręconym przez Genndy'ego Tartakovsky'ego – twórcy „Atomówek”, „Laboratorium Dextera” i „Samuraja Jacka” – naprawdę można się było spodziewać czegoś Czy znajdzie się choć jedna osoba, która interesując się kinematografią, nie słyszała nigdy takich nazwisk jak Steven Spielberg, Jerry Goldsmith, Joe Dante, czy Chris Columbus? Nie ma takiej możliwości… Z pewnością każdy zna te wybitne postaci i z łatwością może wymienić po kilka tytułów, w które zaangażowani byli ci właśnie twórcy. Czy wiecie jednak, gdzie ta „fantastyczna czwórka” pracowała wspólnie? Odpowiedź jest bardzo prosta, na planie absolutnie kultowego obrazu „Gremliny rozrabiają”! Jeżeli chcecie przypomnieć sobie szczegóły tej historii, a także poznać kilka związanych z nią ciekawostek zapraszam do dalszej lektury mojej recenzji… Billy Peltzer to typowy życiowy nieudacznik. Nie ma dziewczyny ani przyjaciół, mieszka z dość ekscentrycznymi rodzicami i pracuje w kiepskiej firmie, gdzie nierzadko jest upokarzany. Pewnego dnia jednak jego los zupełnie się odmienia. W związku ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia, ojciec kupuje mu pod choinkę przedziwne zwierzątko – Mogwai’a. Ten przesympatyczny stworek rządzi się jednak kilkoma zasadami, które bezwzględnie muszą być przestrzegane, aby nie było z nim problemów. Niestety Billy do odpowiedzialnych na pewno nie należał i zlekceważył zalecenia ojca. Mogwai został zamoczony i niespodziewanie się rozmnożył, a że jego przyrodnie rodzeństwo nie było już tak miłe jak Gizmo, niewielkie miasteczko zatapia się w chaosie, gdyż Gremliny, zaczynają rozrabiać! „Gremlins” to obraz zrealizowany przez uznanego w świecie grozy reżysera Joe Dantego, twórcę tak kultowych dzieł jak „Piranie”, „Skowyt” i „Twilight Zone: The Movie”. Do dziś filmy tego artysty cieszą się na całym świecie sporym uznaniem, przy czym opowieść o Gizmo znajduje się na samym wierzchołku jego góry popularności. Spowodowane jest to głównie szerszym gronem odbiorców, do których Dante skierował swój film. „Gremliny rozrabiają” określiłbym całkiem śmiało horrorem familijnym, potrafiącym zgromadzić przed odbiornikami całe rodziny. W sumie jakichś bardziej brutalnych scen w całym obrazie nie uraczymy, trup nie ściele się gęsto, a te bardziej drastyczne sekwencje sprawnie umieszczane są poza kadrem (np. gdy gremlin wściekle atakuje człowieka, my widzimy tylko ich cienie na ścianie). Mimo lekkiego potraktowania elementów horroru, prawdziwi miłośnicy grozy „Gremlinami” z pewnością do końca nie będą zawiedzeni. Znakomity i co ważne tajemniczy klimat, bardzo charakterystyczny dla filmów z lat 80-tych, w pełni potrafi pochłonąć widza, rekompensując niedociągnięcia w pozostałych elementach filmowego rzemiosła. Joe Dante od początku swojej kariery słynął z umiejętnego kreowania atmosfery grozy i to dlatego otrzymał szansę od Stevena Spielberga (producent wykonawczy tego obrazu) objęcia reżyserii w tej produkcji. I właśnie ten swój atut znakomicie udowodnił w tym filmie. Mając do czynienia ze scenariuszem, w którym Chris Columbus praktycznie całkowicie zrezygnował z krwi i przemocy, stworzył film przesiąknięty mrocznym klimatem. Ten podczas seansu z łatwością potrafi zaszczepić w widzach tę nutkę niepokoju, która nie pozwala nam się zrelaksować. I za to należą się największe słowa uznania dla pana Dantego, który nie zawiódł Spielberga i po raz kolejny popełnił obraz kultowy. Na plus zaliczyć trzeba też ścieżkę dźwiękową, autorstwa znakomitego kompozytora Jerry’ego Goldsmitha. Komu jak komu, ale chyba miłośnikom kina grozy nie trzeba przypominać genialnych soundtracków z „Omena” (Oscar w 1977 roku), czy „Obcego”, które również zostały stworzone przez tego artystę. Idąc śladem Dantego i Columbusa, Goldsmith zdecydował się na motywy lekkie, aczkolwiek niepozbawione pierwiastka grozy. Zabarwione ironiczną nutką kolejne melodie świetnie uzupełniają ramy tej potraktowanej z przymrużeniem oka historii, podkreślając szaleńczy charakter złośliwych potworków. Za soundtrack do tego obrazu Jerry Goldsmith został w 1985 roku nagrodzony Saturnem. Zresztą tą prestiżową nagrodą zostali także wyróżnieni: Joe Dante – najlepszy reżyser, Polly Holliday – najlepsza aktorka drugoplanowa (film ten zgarnął też statuetki w kategoriach: najlepszy horror i najlepsze efekty specjalne). Niestety obraz ten nie jest pozbawiony wad, a jego grzechem głównym jest słabiutkie aktorstwo. Poza wyróżnioną Polly Holliday nikt nie zaprezentował się w tym filmie nawet poprawnie. Zdecydowanie najbardziej irytującym bohaterem jest Billy Peltzer, w rolę którego wcielił się Zach Galligan. W jego występie drażni praktycznie wszystko od zachowania, poprzez mimikę, aż po wypowiadane, bijące sztucznością, dialogi. No cóż, w obrazie tym z pewnością nie uraczymy jakiś większych nazwisk, a szkoda, bo przy lepszej obsadzie film ten wiele zyskałby na swojej już i tak dużej wartości. Nie do końca przekonał mnie też finał tej opowieści. Wszystko za sprawą złego wyważenia akcji. Wprowadzenie, w którym praktycznie nic się nie dzieje (gdyby nie znakomity Gizmo, wstęp też uznałbym za nieudany), jest zdecydowanie za długie. Dlatego już później brakuje czasu na odpowiedni rozwój wątku głównego i efektowne zakończenie. Dość powiedzieć, że rozprzestrzenienie się Gremlinów i późniejsze ich unicestwienie stanowi zaledwie 25 minut ze 102 całego filmu… Nie mniej jednak „Gremlins” broni się w wielu innych aspektach, dlatego pomimo upływu kolejnych lat wciąż cieszy się sporą popularnością wśród widzów. Dlatego zachęcam wszystkie osoby, które jeszcze dzieła tego nie widziały do zapoznania się z nim. Szczególnie polecam zrobić to w kontekście zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, gdyż to właśnie ten okres znalazł swoje odbicie w głównym wątku dzieła Joe Dantego. Humorystyczny, znakomicie zrealizowany, okraszony świetnym soundtrackiem i interesującymi efektami specjalnymi film, powinien spodobać się praktycznie każdemu miłośnikowi X Muzy. Może nie jest zbyt strasznie, może kilka elementów szwankuje, jednak z pewnością jest zabawnie i o to głównie twórcom chodziło. Ze swojej strony serdecznie polecam. Ocena: 7/10 Tytuł oryginalny: Gremlins (1984) Reżyseria: Joe Dante Scenariusz: Chris Columbus Zdjęcia: John Hora, Michael A. Jones Muzyka: Jerry Goldsmith, Noel Regney Produkcja: USA Gatunek: Fantasy, Komedia, Horror Data premiery (świat): Czas trwania: 102 minuty Obsada: Hoyt Axton, John Louie, Keye Luke, Don Steele, Susan Burgess, Scott Brady, Arnie Moore, Corey Feldman, Harry Carey Jr., Zach Galligan, Dick Miller, Phoebe Cates, Polly Holliday, Donald Elson, Belinda Balaski Klasyka kina świątecznego, ale ciesząca się u nas zdecydowanie mniejszą popularnością niż komediowy Kevin sam w domu czy sensacyjna Szklana pułapka. Czy dlatego, że Gremliny rozrabiają Joego Dantego są gorszym filmem lub takim, który się zestarzał? Niekoniecznie. To raczej to, co reżyserowi udało się osiągnąć tym familijnym horrorem, decyduje o jego dzisiejszym statusie – kto bowiem chce się bać podczas świąt na filmie rzekomo skierowanym dla całej rodziny, a zwłaszcza najmłodszych widzów? Ci najpewniej będą przerażeni widokiem przebrzydłych i szalonych stworów, które – początkowo włochate i milusio wyglądające – w rzeczywistości mają czarne dusze oraz anarchistyczne usposobienie. Gremliny nie tylko rozrabiają, ale też niszczą, ranią i zabijają. Robią to z uśmiechem na ustach, śmiejąc się w sposób dziki i niepohamowany; my również śmiejemy się z tego, co oglądamy na ekranie, co nie zmienia faktu, że tytułowe bestie, jak straszyły nas, gdy byliśmy dziećmi, tak straszą i scenariusz Chrisa Columbusa (przyszły reżyser Kevinów i pierwszych dwóch części z serii o Harrym Potterze) rozpoczyna się od sceny, która wprowadza nas w główny temat filmu, czyli jak Ameryka wchłania wszystko, co obce – trochę na ich własne życzenie – aby uczynić z tego produkt, nie martwiąc się przy tym o konsekwencje zmiany tożsamości danej rzeczy. Poczciwy, ale pechowy wynalazca Rand Peltzer (Hoyt Axton) zostaje zaciągnięty przez chińskiego nastolatka do antykwariatu jego dziadka, aby coś tam kupił, cokolwiek. Starocie kompletnie nie interesują Peltzera, dopóki nie natyka się na mogwaja, zamknięte w klatce zwierzątko, które nuci przyjemną dla ucha melodię. Amerykanin chce dać 100 dolarów za maskotkę, potem 200, ale właściciel sklepu, sędziwy starszy pan, tłumaczy, że mogwai nie jest na sprzedaż. Jego wnuczek jednak, świadomy problemów finansowych dziadka, sprzedaje po kryjomu zwierzę, wyjaśniając Peltzerowi reguły, których musi przestrzegać przy opiece nad włochatym stworkiem. Oczywiście każda z trzech zasad zostanie złamana, tylko pośrednio z winy samego Randa, który odda Gizma, jak później nazwie zakupionego mogwaja, swojemu synowi w ramach świątecznego wpisyLubimy Randa, lubimy też jego syna Billy’ego (Zach Galligan), bo są sympatycznymi i dobrymi ludźmi. Ale są też głupi, wierząc, że mogą zapanować nad czymś, czego nie rozumieją. Starszy Peltzer kupuje Gizma (co można przetłumaczyć również jako „gadżet” – trudno o lepszy dowód, jak Rand traktuje mogwaja) jako podarunek dla swojego pierworodnego, ale gdy stworek rozmnaża się po wylaniu na niego wody, co stanowi złamanie jednej z zasad, Rand widzi w tym możliwość zarobku – teraz nie tylko on, ale i każdy będzie mógł mieć u siebie w domu słodkiego włochacza. Tyle że latorośl Gizma nie jest tak milusia, jak on. Grymas na ich mordkach sugeruje niecne zamiary i już pierwszej nocy wiążą one psa Peltzerów w sznury ze świątecznymi lampkami, aby ten powisiał sobie na ganku. Później Billy zostanie przez nie oszukany, aby złamał inną zasadę – nie karm mogwaja po północy – zamieniając w ten sposób małe futrzaki w duże, zielone i ohydne potwory. Od tego momentu film Dantego staje się pełnoprawnym horrorem, który z jednej strony realizuje się w konwencji monster movie, a z drugiej uzupełnia ją o prześmiewczą wizję zemsty obcej kultury, która już do reszty zamerykanizowana, traci to, co było w niej termin „gremlin” pochodzi jeszcze z czasów sprzed II wojny światowej, kiedy to za wszelkie awarie i usterki w samolotach RAF-u obarczano małe potworki. Później były książeczka dla dzieci autorstwa Roalda Dahla The Gremlins (1943) oraz odcinek Strefy mroku (1963), w której znerwicowany pasażer samolotu, grany przez Williama Shatnera, widzi dziwną postać na skrzydle maszyny. Echa lotniczego rodowodu stworów słychać w samym filmie w rozmowie z panem Futtermanem (gra go stały aktor Dantego, Dick Miller), wojennym weteranem, który uważa, że gremliny to przede wszystkim zagraniczna zaraza, czająca się w nieamerykańskich pojazdach i elektronice. Ale ostatecznie stwory, choć rzeczywiście wywodzące się z obcej kultury, przypominają rozwydrzone dzieci popkultury Zachodu – uwielbiają oglądać telewizję, w kinie wariują, obrzucając się popcornem i głośno śpiewając piosenkę z wyświetlanej Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków, uwielbiają niezdrowe jedzenie, a owocami gardzą, w scenie w barze jeden z nich zaś udaje ekshibicjonistę, a inny obwieszonego złotem rapera. Gizmo jest słodki, niewinny i wyjątkowy, podczas gdy jego „bracia” wydają się manifestacją tego, co najgorsze w cywilizacji opartej na konsumpcjonizmie i przemocy.

film gremliny po polsku